menu
o szkole
szukaj
statystyki odwiedzin
Ogółem:
4828811
Dzisiaj:
40
Wczoraj:
427
W tym miesiącu:
11922
W poprzednim miesiącu:
11159
polecamy
aktualności
Setna rocznica urodzin pani Władysławy Augustyn
06.09.200912174
6 września 2009 roku nasza szkoła uczestniczyła w uroczystościach setnej rocznicy urodzin długoletniej nauczycielki pani Władysławy Augustyn. Na okolicznościowej mszy św. w kościele NSPJ w Nowym Targu pojawiło się wielu szaflarzan - jej byłych uczniów oraz przedstawiciele władz samorządowych.
  • Żyć, służąc innym...
    W skromnym jednorodzinnym domku blisko dworca PKS w Nowym Targu mieszka osoba niezwykła. Władysława Augustyn rozpoczyna właśnie 101. rok życia. Należy dodać – życia w przeważającej części poświęconego służbie drugiemu człowiekowi.

  • Dzieciństwo i młodość
    Przyszła na świat 7 września 1909 roku w Rabie Wyżnej. Matka zajmowała się domem, wychowując gromadkę dzieci. Ojciec zaś, Władysław, utrzymywał liczną rodzinę z pensji naczelnika poczty w Rabie Wyżnej, a później w Spytkowicach, dodatkowo trudniąc się pracą organisty. Po ukończeniu miejscowej szkoły elementarnej Władysławę wysłano do Krakowa, gdzie odbywała dalszą edukację. Przypadła ta edukacja na czas odradzającej się w Polsce niepodległości. Do dziś Władysława pamięta postać naczelnika Józefa Piłsudskiego, którego jako kilkunastoletnia dziewczyna miała okazję jeden jedyny raz zobaczyć właśnie w Krakowie. Stał na ulicy w otoczeniu żołnierzy, wysoki, dobrze zbudowany, z sumiastym wąsem, przyglądający się przyjaźnie grupie dzieci, wśród których znajdowała się również ona.
    Już wtedy chciała zostać nauczycielką. Zdała egzamin do seminarium nauczycielskiego w Krakowie, ale z braku miejsc zaproponowano jej naukę w tym samym typie szkoły w Nowym Targu. Pięcioletnia seminaryjna edukacja związana była z dużym wysiłkiem finansowym, ale to jej nie zniechęcało. Jednocześnie w każde wakacje Władysława odbywała swoistą praktykę, pracując w ośrodku dla dzieci z rozbitych małżeństw w Rabie Wyżnej. To była bardzo trudna praca, bowiem do ośrodka trafiały dzieci, które bardzo mocno przeżywały rozstania swoich rodziców. Dochodziło nawet do prób samobójczych. Dlatego rolą Władysławy było uczynienie podopiecznym ich trudnego dzieciństwa chociaż trochę radośniejszym. Z zapałem organizowała im ciekawe zajęcia, zabawy, spacery. I chociaż w jej życiu pojawił się również pięcioletni okres pracy na poczcie w Chabówce (1931-36), to przecież tak naprawdę realizowała się w pracy pedagogicznej.
    W jej szczęśliwe, chociaż niełatwe życie, brutalnie wkroczyła wojna.

  • Wojna
    W latach 1939 – 45 rodzina Augustynów doznała wielu cierpień i tragedii. Były takie dramatyczne wydarzenia, z których udawało się wyjść obronną ręką, np. gdy Niemcy zgarnęli z drogi powracających z kościoła ojca rodziny wraz z jego bratem Mieczysławem i wywieźli ich na roboty do Austrii, skąd jednak po pewnym czasie udało im się wrócić. Takiego szczęścia nie miał jednak brat Władysławy, Bolesław, który z żoną i dwojgiem dzieci został wywieziony na Syberię, gdzie jego żona zmarła z głodu i wycieńczenia. Jemu samemu udało się przeżyć, ale rozłączony z dziećmi odnalazł je dopiero kilka lat po wojnie.
    Inni członkowie rodziny Augustynów czynnie włączyli się do walki z wrogiem. Siostra Władysławy, Zofia, była kurierką Dywizji Podhalańskiej w Konspiracji, a później działała w Konfederacji Tatrzańskiej, gdzie trudniła się rozprowadzaniem prasy podziemnej, dostarczając ją do Limanowej, Nowego Sącza i Krakowa. Aresztowana przez gestapo 31 stycznia 1942 r. przetrwała obóz koncentracyjny w Auschwitz, ale przeżycia obozowe tkwiły w niej już do końca życia. Trzymiesięczne tortury przechodziła w „Palace” inna z sióstr, Franciszka, od której gestapowcy chcieli wydobyć informacje o jej mężu, poruczniku wojska polskiego Eugeniuszu Iwanickim, ps. „Zbyszek”, który był szefem działu wywiadu i ochrony Konfederacji Tatrzańskiej, a szczęśliwym zbiegiem okoliczności uniknął aresztowania. Brat Jan, również więzień „Palace”, wrócił stamtąd z odbitymi nerkami.
    Władysława siłą rzeczy znalazła się w nurcie wydarzeń kaleczących jej bliskich. Poproszona przez siostrę Franciszkę, w grudniu 1943 roku odnalazła jej męża w Warszawie, gdzie ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem jako Leon Kuncewicz. Tam zaangażował się w przygotowanie powstania. W mieszkaniu, które zajmowali, często odbywały się narady w wąskim gronie konspiratorów, w których niekiedy uczestniczył generał Tadeusz Komorowski „Bór’. Władysława zawsze wtedy opuszczała mieszkanie. Z pokorą pełniła swoją rolę polegającą na zdobywaniu żywności, o którą w okupowanej stolicy było bardzo trudno. Ona również miała wyrobione fałszywe dokumenty na nazwisko Władysława Korczyńska. Przez kilka miesięcy pobytu w Warszawie zaznała głodu, zimna i biedy. Ale naprawdę w tragicznym położeniu znalazła się, kiedy „Zbyszek” zginął 13 sierpnia 1944 roku w czasie przejmowania zrzutu. Pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia, mogła tylko przyglądać się dogorywającej Warszawie i modlić o przetrwanie. Widziała z bliska wiele okrucieństw, o których nawet po upływie kilkudziesięciu lat nie sposób zapomnieć.
    Po upadku powstania udało jej się boso i w obszarpanym ubraniu dotrzeć do Krakowa, gdzie przez krótki czas zatrzymała się u swojej ciotki. Stamtąd wróciła do rodzinnego domu.

  • Praca w szkole
    W powojennej rzeczywistości Władysława nie widziała dla siebie innego miejsca niż szkoła. Kierowana przez ówczesne wydziały oświaty, kolejno pracowała w Skierniewicach, Wieluniu i Kątach Walichnowskich na Dolnym Śląsku. Po czterech latach wróciła na Podhale, podejmując pracę w Sidzinie, a później w Rabce. Wreszcie 15 lutego 1950 roku stawiła się do pracy w Szkole Podstawowej w Szaflarach. Zapewne wówczas nie przypuszczała, że zakotwiczy w szaflarskim środowisku na ponad 20 lat.
    Początki, jak zawsze i wszędzie, były trudne. 65 uczniów w klasie – to obecnie coś trudnego do wyobrażenia, a z takim wyzwaniem Władysława musiała się wówczas zmierzyć. Ponadto nauka odbywała się w różnych miejscach, gdyż budynek szkoły powstały jeszcze w XIX wieku nie mógł zmieścić wszystkich uczniów w coraz ludniejszych Szaflarach. Dojeżdżała do pracy pociągiem wraz ze swoją przyjaciółką Janiną Łękawską. Przyjeżdżały jako jedne z pierwszych, a wyjeżdżały jako jedne z ostatnich. Przez jakiś czas dojeżdżała też furką do osiedla Zadział, położonego między Szaflarami a Maruszyną, zamieszkałego przez Romów. Uczyła tam dorosłych mieszkańców najbardziej elementarnych spraw. A oni za to, że umieli się już podpisać, byli jej bardzo wdzięczni.
    Wraz z pozostałymi nauczycielami 1 września 1958 roku z wielką radością rozpoczęła pracę w nowym, bardzo okazałym i na owe czasy nowoczesnym budynku szkoły. Po latach wspominała: „Byliśmy tak spragnieni pracy we właściwych warunkach, że w pierwszych tygodniach wręcz zachłystywaliśmy się obszernymi, słonecznymi, estetycznymi salami lekcyjnymi”. Klasy nadal były bardzo liczne, więc utrzymanie dyscypliny było nie lada sztuką, ale Władysława radziła sobie z tym świetnie. I chociaż była bardzo surowa i wymagająca, to uczniowie, mimo upływu pięćdziesięciu i więcej lat, wspominają „swoją panią” z wielkim szacunkiem. „Kiedy myślę o pani Władysławie, nasuwają mi się następujące skojarzenia: dyscyplina, sprawiedliwość, wyraźne rozróżnianie dobra od zła. Te wartości wpoiła mi na całe życie” (Andrzej Fąfrowicz). „Bardzo odpowiedzialna, sumienna wymagająca, a przy tym dobra. Niemal cały dzień spędzała w szkole. Do mojej klasy, która wcale nie była najliczniejsza, chodziło 48 uczniów, a ona doskonale sobie z całą tą niesforną gromadą radziła” (Irena Gałdyn). „Nieważny był dla niej status materialny, czy społeczny ucznia. Wszystkich traktowała jednakowo, co w tamtych latach wcale nie było takie powszechne” (Władysław Chrobak). „Osoba, której wszyscy słuchali – dorośli i dzieci. W czasie lekcji muchę można było usłyszeć w klasie. Była bardzo dobrą nauczycielką, wymagającą, a jednocześnie wyrozumiałą” (Stanisław Ciszek).
    Podobnie jak uczniom zapadła głęboko w pamięć nauczycielom, którzy u jej boku stawiali pierwsze kroki w zawodzie. „Uczyła nas, że pedagog powinien być człowiekiem o nieskazitelnym charakterze i wysokiej kulturze. Nigdy nie pozwoliła sobie publicznie wypowiedzieć nawet najmniejszej krytycznej uwagi o uczniu. Przekazywała je dyskretnie w czasie rozmowy w cztery oczy z rodzicami. Młodych nauczycieli wprowadzała w arkana zawodu, a uwagi przekazywała z ogromnym taktem. Zawsze stanowiła dla mnie wielki autorytet” (Anna Marduła). „Dla młodych nauczycieli była wzorem. Zawsze chętna do pomocy, wyrozumiała dla ludzkich potknięć. Dbała o bardzo dobrą atmosferę w gronie nauczycielskim, a budowała ją poprzez takie działania jak chociażby przygotowanie dla każdego nauczyciela drobnych upominków w dniu św. Mikołaja.” (Józefa Lubelska). „Życzliwa, otwarta, koleżeńska, chętnie służąca radą, inspirująca współpracowników do różnych działań. Typ osoby, na którą zawsze można liczyć. Lubiana i szanowana przez nauczycieli, rodziców i uczniów” (Stanisław Szlęk).
    Wszystkie te wypowiedzi świadczą o tym, że swoją pracę nauczycielską Władysława traktowała jak prawdziwą misję i poświęcała jej całą swoją energię i wszystkie umiejętności. Pokochała Szaflary, a ich mieszkańcy uznali ją za swoją. I chociaż od jej odejścia na emeryturę upłynęło już 37 lat, to zajęła trwałe miejsce w pamięci i sercach swoich uczniów i współpracowników.
    Albert Einstein stwierdził: „Tylko życie poświęcone innym jest warte przeżycia”. Te słowa z pewnością można odnieść do Szacownej Jubilatki Pani Władysławy Augustyn.

    Jarosław Szlęk

  • galeria zdjeć
    dodaj komentarz
    Komentarz:*
    Autor:*
    E-mail:
    komentarze
    11.10.2009 17:44kiedyś w szkole
    W kontekście aktualnie zupełnie zdewaluowanych wartości, upadku autorytetów, braku honoru i wszędobylskiego pretensjonalizmu, skuteczne wówczas metody oddziaływania na innych obecnie nie byłyby tak skuteczne.
    18.09.2009 14:22uczeń
    Piękne słowa Panie Dyrektorze...